Moje urodziny przypadają dzień
przed Świętem Zmarłych. To trochę dziwne kiedy wszyscy się smucą, a ja się
cieszę z prezentów. Dla moich bliskich to jest również problem, ponieważ jest
to okres, w którym łatwiej jest dostać chryzantemy niż moje ulubione lilie oraz
lampiony niż świeczki.
Również restauracje, które warto
odwiedzić są w ten dzień często nieczynne. Co roku więc mój partner ma problem
z dobraniem menu. Co roku jednak udaje mu się wyjść obronną ręką. I tak w te
urodziny zabrał mnie do La Rotisserie.
Jest to restauracja hotelowa,
mieszcząca się na Starym Mieście w Warszawie (właściwie to chyba już Nowe
Miasto). Michel Moran powiedział kiedyś, że jest to miejsce, gdzie chciałby
zjeść ponieważ mają bardzo dobrego Szefa Kuchni.
Poszliśmy tam za jego namową.
Rafał skorzystał z 4-daniowej kolacji degustacyjnej i zamówił ostrygi w
temperze jabłkowej, pierogi z królika, policzki cielęce z kaszą pęczak w sosie
grzybowym oraz us czekoladowo-kasztanowy z koniakiem. Ja natomiast zamówiła
grillowany filet z sandacza, mus z czarnej fasoli aromatyzowany truflą z
chrupiącymi warzywami oraz sosem szafranowym. Dodatkowo, żeby nie było mi
smutno, gdy mój towarzysz je :),
dostałam od Szefa Kuchni ostrygi w temperze jako porzekadełko oraz sorbet
cytrynowy z musem malinowym. Chciałam z tej okazji bardzo Panu podziękować,
ostrygi były rewelacyjne!
Poniżej zdjęcia naszych potraw,
pierwszy raz jadłam kwiaty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz