wtorek, 21 sierpnia 2012

Dijon


Słyszę Dijon, myślę musztarda. Skojarzenie słuszne, ale czy tylko z tego słynie Dijon? Postanowiliśmy to sprawdzić. W prawdzie spędziliśmy tam jedynie dwa dni, ale o te dwa dni jestem bogatsza i jeśli ktoś chciałby się wybrać, polecam – ale raczej jako przystanek w Podróży, a nie miejsce docelowe.

Miasteczko słodkie, wszystko jakby wolniej płynęło, mnóstwo knajpek, w których siedzą młodzi ze starszymi. Jak w całej Francji – każdy pali i nikomu to nie przeszkadza.

W Dijon jest coś zobaczyć, jak ktoś nie ma mapki – wystarczy dojść do centrum i zwiedzać zgodnie ze wskazówką sowy, która jest maskotką miasta. Takie płytki znajdują się przy wszystkich ciekawych miejscach i wskazują od razu kierunek, gdzie iść aby zobaczyć kolejne zabytki. 

My zwiedzanie zaczęliśmy od Katerdy Notre-Dame, której fasada złożona jest z gargulców. Dalej warto udać się na główny Plac otoczony knajpkami, w  na którym znajduje się Pałac Książąt Burgundzkich. Warto pochodzić uliczkami odchodzącymi od Pałacu, zabudowa całego miasta jest prześliczna, beżowa.

W centrum znajduje się również skwerek z karuzelą i fontanną, od niego również odchodzą ciekawe uliczki.


Zobaczyliśmy jeszcze budynek poczty, łuk triumfalny (niestety był akurat w renowacji) oraz Park (zaraz za łukiem) z fontanną i koncertami wieczornymi latem.

Jako pamiątkę przywieźliśmy sobie zestaw musztard – od typowej musztardy dijońskiej, po porzeczkową. Wiele osób zaopatrywało się również w likier Crème de cassis oraz ciasto Pain d’épice (nam akurat nie smakowało, więc nie skorzystaliśmy).

Idąc główny deptakiem można natknąć się na sklep z serami, w którym sprzedawane są porcje do zjedzenia „na już”. Kto lubi sery, jak ja, musi tam zajść, a nie wyjdzie z pustym żołądkiem. Do tego ciepła bagietka i niebo w gębie!


W Dijon zobaczyliśmy również rodzaje coca-coli niedostępne u nas, przynajmniej ja z takimi smakami się nie spotkałam:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz