Ole jest niewielką restauracją na Brackiej, w której podają rewelacyjne steki.
Restauracja jest typowo hiszpańska, od potraw, po wystrój, przez wina.
Kilka stoliczków na krzyż, super obsługa
i faktycznie rewelacyjne jedzenie. Polecam wszystkim, którzy marzą o zjedzeniu
dobrze przyrządzonego czerwonego mięsa.
Steków Kobe akurat nie było, więc
ja zamówiłam polędwicę wołową, a Rafał antrykota. Ciekawym rozwiązaniem po
wybraniu posiłku jest przynoszenie przez kelnera zawiniętego mięsa, który jest
d la nas przeznaczony. Możemy wtedy powiedzieć, że dany kawałek jest za mały/za
duży, za tłusty/za lekki.
Ja zamówiłam najmniejszy kawałek polędwicy
wołowej (ok. 250g), a Rafał najmniejszy kawałek antrykota (ok. 400g).
Jako porzekadełko dostaliśmy pieczywo z salsą. Nie była to moim zdaniem salsa, tylko pomidor w oliwie, ale smakowało dobrze, więc mi to nie przeszkadzało:
Następnie zamówiliśmy grasicę,
która została podana w sposób lekki. Na początku nawet mi smakowała, dopóki Pan
Kelner nie powiedział mi jaka to jest część ciała. Od razu przestałam kosztować
tej potrawy.
W końcu dostaliśmy nasze dania
główne – mięsa z warzywami. Wyglądało to bosko, a smakowało jeszcze lepiej. Rafał
mięso było z poziomem wysmażenia medium-rare, moje medium. Oba wyglądały tak
jak powinny po przekrojeniu.
Do steków dostaliśmy dwa rodzaje
soli – sól australijską (różwa) oraz sól przechowywaną w uwędzonych beczkach po
winie (jeśli nic nie przekręciłam; to ta ciemna). I powiem Wam, że jak nie
solę, tak to mięso jadłam posolone z przyjemnością. Sól z beczki byłą
rewelacyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz