Do Signature trafiliśmy pół-przypadkiem, ponieważ w
niedzielę Nolita jest zamknięta. Do restauracji są 3 schody, jednak obsługa
pomogła nam wejść. Niedziela, godzina ok. 16.00 a w restauracji pusto. Tylko
my. Nie lubię tego, zaraz zaczynam rozmyślać, czy to przez poziom jedzenia,
obsługi, atmosferę czy ceny. Byliśmy głodni, więc zostaliśmy.
Rafał zamówił foie
gras i polędwicę z jelenia, ja skusiłam się na przegrzebki i zupę dnia (wtedy
było minestrone). Winko i herba do picia i ogień :)
Jako porzekadełko dostaliśmy zapiekane kulki serowe.
Pychota. Nie mogłam się więc doczekać obiadu.
Przegrzebki były w słonej zalewie morskiej, co zdominowało
smak delikatnych owoców morza. Zwłaszcza, że ja nie używam soli. Zupa
minestrone była.. zwykła. Spodziewałam się czegoś wyjątkowego w restauracji
tego typu. Rafała jeleń też podobno średni (nie mogę sama ocenić, ponieważ od
dwóch miesięcy nie jem mięsa). Porcje jednak syte, pękaliśmy z obiedzenia (jak
dobrze, że nie wzięłam sobie jeszcze rybki na główne danie).
Jakby tego było mało, Pani namówiła nas jeszcze na deser - pokazową
bezę czyli Pavlova ze świeżymi owocami i bitą śmietaną. No i to było palce
lizać, zgniotło mnie, nie tylko mój
żołądek :)
Podsumowując: na deser i herbatkę warto przyjść, na obiad –
nie moje smaki.
ps. Podobał mi się wystrój, zwłaszcza duże fotele przy oknach.
ps. Podobał mi się wystrój, zwłaszcza duże fotele przy oknach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz