piątek, 1 lutego 2013

Sowa i Przyjaciele


Do Sowy namówił mnie Rafał, nasza wizyta zbiegła się z obecnością Macieja Nowaka z GW. Nie wierzę więc, że kucharze się nie starali, po prostu nie smakowały mi te dania. Ale od początku...

Mieliśmy rezerwację i po wejściu zaprowadzono nas do drugiej części sali z… kącikiem dla dzieci. Obok nas siedzi rodzinka z dwójką potomków, a nasz stosunek do małych istot jest co najmniej obojętny – nie lubimy dzieci, zwłaszcza w miejscu, do którego idziesz odpocząć. To nas trochę zszokowało, ale na szczęście towarzysze Sali nie byli tacy źli.

Kelner przyniósł kartę i było kilka pozycji, których bym skosztowała, jednak mój żołądek jest ograniczony. Dlatego skusiliśmy się na:
Rafał: Stek z tuńczyka podany z salsą verde i kremem wasali, Pieczony i marynowany comber z sarny podany z ziemniaczanym gratin z truflą i bekonem oraz sosem ze smardzów i grillowanym oscypkiem oraz Parfait z passiflory z pianką jogurtową i galaretką malinową
Ja: Perliczka confit z grzebieniem z kapłona podana z karmelizowanym purée z marchewki i lawendy, glazurowanymi warzywami i sosem waniliowym

To co mogę powiedzieć – pięknie brzmiące tytuły, za którymi kryją się dobre produkty niepasujące do siebie i podane w nieładny sposób. Nie smakowało mi, nie mam ochoty tam wrócić. Poza tym kelner nie wiedział co nam podaje, co nas bardzo zdziwiło bo w takich restauracjach przywykliśmy do wysokiego poziomu obsługi.

Najbardziej szkoda mi było podniebienia bo mogłam skosztować czegoś w inny miejscu..

To pokazuje, że sława nie zawsze idzie za jakością. Ciągle marzyłam, aby pójść do restauracji Plater Karola Okrasy (menu ma niebiańsko brzmiące), ale po tej wizycie mam spore obawy, że będzie to przerost formy nad treścią.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz