poniedziałek, 28 października 2013

Niedzielny obiad w Signature


Do Signature trafiliśmy pół-przypadkiem, ponieważ w niedzielę Nolita jest zamknięta. Do restauracji są 3 schody, jednak obsługa pomogła nam wejść. Niedziela, godzina ok. 16.00 a w restauracji pusto. Tylko my. Nie lubię tego, zaraz zaczynam rozmyślać, czy to przez poziom jedzenia, obsługi, atmosferę czy ceny. Byliśmy głodni, więc zostaliśmy.

Rafał zamówił  foie gras i polędwicę z jelenia, ja skusiłam się na przegrzebki i zupę dnia (wtedy było minestrone). Winko i herba do picia i ogień :)

Jako porzekadełko dostaliśmy zapiekane kulki serowe. Pychota. Nie mogłam się więc doczekać obiadu. 

Przegrzebki były w słonej zalewie morskiej, co zdominowało smak delikatnych owoców morza. Zwłaszcza, że ja nie używam soli. Zupa minestrone była.. zwykła. Spodziewałam się czegoś wyjątkowego w restauracji tego typu. Rafała jeleń też podobno średni (nie mogę sama ocenić, ponieważ od dwóch miesięcy nie jem mięsa). Porcje jednak syte, pękaliśmy z obiedzenia (jak dobrze, że nie wzięłam sobie jeszcze rybki na główne danie).





Jakby tego było mało, Pani namówiła nas jeszcze na deser - pokazową bezę czyli Pavlova ze świeżymi owocami i bitą śmietaną. No i to było palce lizać, zgniotło mnie,  nie tylko mój żołądek :)


Podsumowując: na deser i herbatkę warto przyjść, na obiad – nie moje smaki.
ps. Podobał mi się wystrój, zwłaszcza duże fotele przy oknach.






poniedziałek, 21 października 2013

Wakacje w USA – how to prepare :)

Zawsze na liście miejsc do zobaczenia mieliśmy Stany Zjednoczone. Wielko Kanion, Los Angeles, Yellowstone. Ciągle odkładaliśmy to na później. Postanowiliśmy jednak rozejrzeć się za większym mieszkaniem, dlatego te wakacje mogły być ostatnią szansą. Potem miały pojawić się wydatki związane z remontem i nie byłoby wolnego grosza. Postanowiliśmy więc – lecimy na Zachód USA. Zaczęły się wiec przygotowania, a do ogarnięcia mieliśmy naprawdę wiele. Głównie wynikało to z wózka inwalidzkiego i samochodu. Ale wszystko po kolei.

Jak się okazało w trakcie przygotowań, wielu naszych znajomych było w Stanach jednak nikt nie potrafił powiedzieć nam, co dokładnie i kiedy warto załatwić. Dlatego postanowiłam napisać ten artykuł – co należy zrobić, aby wyjechać po raz pierwszy na wakacje do USA.

Przy wyjeździe po raz pierwszy wiele wydarzeń będzie od siebie zależnych i nie należy się tym przejmować. Jest to spowodowane koniecznością wyrobienia wizy, której możemy nie dostać, nie ma więc sensu kupować wcześniej bilet czy rezerwować hotele. Na spotkanie wizowe należy mieć jednak przygotowane już informacje kiedy lecimy, gdzie lądujemy, ile czasu będziemy i co chcemy zwiedzać. W związku z tym dobrze jest mieć przygotowany plan działania. Ja proponuję następujący ciąg wydarzeń:
  • Bilet lotniczy – wybrać bilet lotniczy. Najlepiej szukać opcji bez przesiadek (nie w naszym zasięgu cenowym) lub z jedną przesiadką. Należy zwracać uwagę na czas przesiadki. Nie może być zbyt długi (żeby się nie okazało, iż na lotnisku przesiadkowym mamy 14 godzin. Po co tracić czas, który możemy już spędzić w miejscu docelowym!), nie może też być za krótki (opóźnienie pierwszego wyjazdu i cały wyjazd bombki strzelił). My szukaliśmy z przerwą około godziny/półtorej. Najlepiej też mieć przesiadkę w Europie (tutaj rada od znajomego, który był tam wiele razy), aby w Stanach nie zmieniać rodzaju lotu z międzynarodowego na krajowy, ponieważ odprawa jest wtedy bardzo długa i znowu może samolot odlecieć bez nas. Przy takim locie należy uwzględnić przerwę ok. 2-2,5h między lotami. Dodatkowo my od razu dowiadywaliśmy się o obsługę osób na wózku – transport takiego pasażera, jego wózka, dostosowanie miejsc w samolocie i toalet (11 godzin bez kibelka?!);
  • Trasa wyjazdu – teraz należy ograniczyć miejsca, które chcemy zobaczyć do czasu, jakim będziemy dysponować. Na wizytę w USA najlepiej przeznaczyć minimum 3 tygodnie.  W naszym przypadku nie było takiej możliwości i pobyt trwał 2,5 tygodnia. Dało się odczuć brak dodatkowych kilku dni pomimo mega napiętego tempa zwiedzania;
  • Wiza – przez Internet umawiamy się na spotkanie. Możemy wybrać dzień i godzinę. Następnie wypełniamy formularz, dokonujemy opłaty, drukujemy tylko to co wymagane, bierzemy paszport i możemy iść. Jeśli nie macie tam rodziny ani znajomych i przez cały czas będziecie nocować w hotelach  adres i kontakt pierwszego z nich należy podać w formularzu. Nie musimy mieć zarezerwowanego ta noclegu, przecież jeszcze nie mamy wizy. Terminy spotkań są prawie z dnia na dzień. My umówiliśmy się z samego rana. Na spotkaniu Pan pytał się m. In. gdzie jedziemy i na ile czasu, co będziemy zwiedzać i czy mamy tam jakąś rodzinę/znajomych. Całość trwała max 5 min, na koniec Konsul poinformował nas, że dostaliśmy wizę, wziął nasze paszporty i powiedział, że będą do odebrania w ciągu kilku dni w firmie kurierskiej. Skoro dostaliśmy wizę, mogliśmy finalizować zakup biletu lotniczego oraz rozpocząć rezerwację hoteli;
  • Hotele – w naszym przypadku wcześniejsza rezerwacja hotelu jest konieczna, ponieważ nasz pokój musi być dostosowany do osoby niepełnosprawnej. Dlatego po rezerwacji biletu i ustaleniu ostatecznej trasy podróży, wzięliśmy się za szukanie hoteli;
  •        Samochód – bez auta w Stanach ani rusz. Trzeba się liczyć z tym, że nie będzie to auto, które się zarezerwowało (co już jest tam standardem :) ), ale oczywiście w tej klasie cenowej. Jest kilka popularnych firm wynajmujących samochody m. In. Alamo, Dollar. Można zamówić bezpośrednio od nich lub przez pośrednika (wtedy jednak nie wiadomo, z które sieci dostaniemy auto, opcja ta wyszła nam jednak dwa razy taniej). My wzięliśmy kompaktowy samochód z serwisu traveljigsaw; Dodatkowo dostaliśmy opcję drugiego kierowcy i tzw. Pełen bak (czyli dostajesz auto zatankowane na full, a możesz oddać z pusty bakiem). Na miejscu jeszcze dokupiliśmy ubezpieczenie na wypadek zgubienia kluczy, pustego baku etc. W tym jednak temacie się nie połapałam, nie wiem czy było warto to brać, ale na pewno była spokojniejsza. Ta opcja kosztowała nas ok. 4$/dzień;
  • Ubezpieczenie NNW – my wzięliśmy w Warcie na kwotę 80 000zł. Warto wykupić dla spokoju ducha. To jest jedna z tych rzeczy, które opłacasz, licząc, że nigdy się nie przyda;
  •  Zwiedzanie – co warto zobaczyć, ciekawostki i oczywiście, gdzie zrobić zakupy. Bo w USA naprawdę warto przeznaczyć na to trochę czasu!
  • Urlop w pracy – oczywiście warto wcześniej poinformować Przełożonego i Współpracowników. Teraz należy załatwić już formalizmy. 

Gdy już mamy to załatwione, możemy spokojnie zająć się czymś innym, poczytać przewodniki lub jak my – kupić mieszkanie :) Już, teraz! I zamiast spokojnie przygotowywać się do wyjazdu, na wariata wszystko załatwiać + ogarnąć temat „kupujemy i remontujemy mieszkanie w 3 miesiące”… Ale to osobny temat :)

W drogę!






poniedziałek, 14 października 2013

ZOO w San Diego


Do San Diego trafiliśmy na dzień przed odlotem z Los Angeles. Tutaj po raz pierwszy musieliśmy zmienić hotel. Mieliśmy już sprawdzoną sieć Motel6, więc skorzystaliśmy wtedy również z ich usług.

Do San Diego przyjechaliśmy, aby zobaczyć tutejsze ZOO. Na miejscu nie mogliśmy się jednak zdecydować, czy zwiedzać ZOO, Safari Park, Seaworld czy może Balboa Park i Downtown. Jak tylko wjechaliśmy do miasta, wiedzieliśmy że jeden dzień to stanowczo za mało. W końcu postanowiliśmy nie zmieniać naszych planów i odwiedzić ZOO. Co roku, jak tylko robi się ciepło, idziemy do warszawskiego ogrodu zoologicznego. W ty roku nie zdążyliśmy, dlatego postanowiliśmy zobaczyć zwierzaki w Stanach. Porównanie warszawskiego ogrodu do tego w San Diego nie ma żadnego sensu. Nie chodzi tylko o zwierzęta, ale przede wszystkim o całą infrastrukturę i zaplecze. U nas karmienie zwierząt zwykle jest za zamkniętymi drzwiami, tam jest to show, w którym każdy może sam nakarmić np. żyrafę. U nas przy hipopotamie można stać 15 minut i nic się nie dzieje – tam rozwiązali to przezroczystym akwarium i możliwością zejścia na dół, aby stale widzieć zwierzaka. No i najważniejsze – w Warszawie o danym gatunku dowiesz się tyle ciekawostek, ile napisane jest na tabliczce od sponsora, tam przy każdym zwierzaku jest obsługa, której można zadać pytania, która opowiada o zwierzęciu pod swoją opieką i o całym gatunku z humorem. U nas dziecko nie widzi, że tak naprawdę hipopotam nie pływa, tam od razu widać, że się odpycha nogami a przewodnik jeszcze o tym opowiada.

ZOO w San Diego położone jest w parku Balboa, odpowiedniku nowojorskiego Central Parku. Akurat w czasie naszej wizyty wieczorem w pięknej altanie był koncert fortepianowy.

Podsumowując – coś niesamowitego! byłam zachwycona!

PS. Bilety do ZOO są drogie (ok. 40$), jednak można kupić je dużo taniej w hotelach. My zapłaciliśmy niecałe 30$ za osobę.