wtorek, 14 maja 2013

Ciasto piwne z popcornem

Wraz z majówką nadchodzą urodziny mojego Rafała. W związku z tym miałam pole do popisu na pieczenie ciast, niestety czasu zabrakło, dlatego nowością w tym roku było tylko ciasto piwne z popcornem. Oczywiście, piekłam na bazie przepisu Ale Babki, bo tylko od niej ciacha mi wychodzą :)

O tym wypieku czytałam już wcześniej i chciałam zrobić na 19-te urodziny brata, ale również nie wyrobiłam się czasowo. Teraz postanowiłam zrobić, nawet nocą!

Robiłam dokładnie jak pani Kinga, tylko nie dodałam wanilii. Poniżej dokładny przepis.

Składniki:
  • 200 g cukru
  • 60 g kakao
  • 250 g masła
  • 250 ml ciemnego piwa
  • 140 ml śmietany 18%
  • 2 jajka
  • 275 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki sody
  • 100 g miękkiego masła
  • 200 g serka śmietankowego do kanapek (ja użyłam serka philadelphia)
  • 100 g cukru pudru
  • 2 łyżki soku z cytryny.
Przygotowanie:
  • Masło należy roztopić w piwie
  • Do garnka dodać cukier i kakao i odstawić do ostudzenia (jak w przypadku murzynka)
  • W misce miksuję śmietanę z jajkami (ja 6 min, naprawdę po takim czasie zmienia się konsystencja)
  • Do miski wlewam wystudzoną masę i mieszam (łyżką, nie mikserem)
  • Do tych składników dodaję przesianą mąkę z sodą oczyszczoną.
  • Wszystko wlewam do formy (wyłożonej masłem, mąką lub papierem do pieczenia, nie bułką tartą) – autentycznie wlewam, ja na początku się przestraszyłam ale efekt był pozytywny więc proszę się nie martwić, że to będzie raczej zupa niż zbite ciacho.
  • Piekłam 50 min w 180 C bez termoobiegu.
Następnie należy przejść do masy. Tutaj nie ma na szczęście nic skomplikowanego: utarłam masło z serkiem śmietankowym, powoli dodając cukru pudru i soku z cytryny.

Po upieczeniu ciasto polewamy masą.

Tuż przed podaniem ciasto można posypać świeżym popcornem. Ja zrobiłam to za wcześnie i popcorn się zmniejszył i zrobił dziwny, że musiałam później dosypywać.

Tak czy siak efekt wyszedł zadowalający, wszystkim smakowało i moje ciasto ratunkowe (jogurtowe z owocami) było zbędne ale też się nie zmarnowało :)

Poniżej efekty:







środa, 8 maja 2013

Atelier Amaro jako prezent nr 1

Mój Rafał w tym roku skończył 30 lat. Z tego względu świętowaliśmy jego urodziny kilka dni, w czasie których dostał 30 prezentów.

Pierwszym z nim była wizyta w Atelier Amaro, o której marzyliśmy oboje, zanim pan Wojciech zdobył gwiazdkę.

W końcu trafiła się okazja na wydanie kupy szmalu :), postanowiliśmy więc się tam wybrać. Dokładniej  postanowiłam to za nas 2 miesiące wcześniej, bo takie wyprzedzenie dotyczy rezerwacji stolików w weekendy (robiłam to zanim restauracja zdobyła gwiazdkę Michelina, teraz podobno czas oczekiwania się jeszcze wydłużył).

Wyjechaliśmy trochę wcześniej, bo nie do końca wiedzieliśmy jak tam trafić. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, okazało się, że już je znamy – byliśmy w knajpie obok na weselu koleżanki z pracy.

Restauracja ma 15 stolików, my byliśmy drugą parą, także goście dopiero się schodzili. W Atelier Amaro do wyboru jest 3, 5 lub 8 momentów. Ja wzięłam 5, Rafał 8 momentów, do tego wino, herbata (byliśmy samochodem więc ktoś musiał nie pić, aby inny mógł pić :)), woda, napiwek i tak wydaliśmy naszą kupę szmalu :)

Poniżej dania, które dostaliśmy wraz z menu.

















Pomysły, jakie stosuje Wojciech Amaro są faktycznie niesamowite, jak architekt który planuje Twoje mieszkanie ustawiając wszystko w całkiem innych miejscach niż można sobie to wyobrazić.

Jadłam m. in. świerk, jodłę, sosnę, wszystko pięknie podane, ryba zrobiona metodą sous vide, cudowna cielęcina i deser.

Cała uczta zajęła około 3 godzin, wyszliśmy przejedzeni (jak zwykle ostatnio, gdzie byśmy nie jedli :) ), szczęśliwi że tam byliśmy, ale czy moje podniebienie jest na tyle wytworne by wyczuć te smaki? Zdecydowanie nie :) Jestem prostą dziewczyną, która lubi dobrze zjeść, odróżni lepsze danie od gorszego ale nie nadaję się jeszcze do Nomy.

Plus pierwszy - pomimo mojego stroju, pomimo współtowarzyszy, nie czułam się tam gorsza, może dlatego że potraktowałam to jako przygodę.

Drugi plus – Somalier, super facet, znający się na rzeczy, słuchałam go z otwartymi ustami, pomimo że rozumiałam niewiele :)

Minusy:
  • jedna toaleta (ale dostosowana do osób niepełnosprawnych :)), pomimo kilkunastu stolików, wszystkie były zajęte, więc czasami tworzyła się kolejka
  • Brak parkingu – zakazu niby nie było, ale miejsce niewydzielone
  • pomyłka w menu - podano nam jagnięcinę zamiast cielęciny. Była jednak ona tak pyszna, że warta tego błędu :)
No i oczywiście wielkość rachunku, ale z tego zdawałam sobie sprawę wcześniej.

niedziela, 5 maja 2013

Majówka 2013

Wiosna późno przyszła, więc mój organizm do końca nie wie jeszcze, co się dzieje. Na liście todosów też tylko przybywa, zamiast ubywać. Ale mam nadzieję, że to się zmieni. Między innymi ze względu na niezwykły wypoczynek w ten weekend majowy. Dla mnie niezwykły również dlatego, że to moja pierwsza cała wolna majówka ever! :)

Majówkę spędziliśmy aktywnie, ale w gronie rodziny i najbliższych znajomych, dlatego jestem tak wypoczęta. Zaczęło się od egzaminu w sobotę rano, który zdałam (dobrze, że się za dużo nie uczyłam bo trafiłam na „swoje” pytania). Potem wyjazd do rodziny, do znajomych, z przyjaciółmi na działkę, kolejni znajomi, maraton filmowy w domu i pyszne żarcie. I ciągły grill, piwo i wino w przerwach.

Okazało się, że tego było mi trzeba!

Nawet krótkie spanie, brzydka pogoda i niewzięcie kilku istotnych rzeczy (m. in. prezentu urodzinowego dla Rafała) nie popsuły mojego humoru. Chociaż było blisko :)

Dlatego ze zdwojoną energią i nie mniejszą niestety ilością obowiązków, ale dłuższym dniem nadrabiam kwiecień. I czerwiec, kiedy to będę w Stanach babe :)! :)!