Bilety zarezerwowaliśmy jeszcze w
zeszłym roku. Moment na wypad nie był najlepszy – w trakcie wielu przygotowań, w
Polsce pogoda już piękna, we Włoszech akurat deszczowa.
Pojechaliśmy Ryanair’em –
pierwszy i ostatni raz. Ta linia lotnicza nie jest kompletnie przygotowana na
podróż osoby niepełnosprawnej. Miejsca
mamy zwykle przydzielone z góry, w tym przypadku też tak miało być tylko Pani z
infolinii zaznaczyła nam wózek dla dziecka w opcjach dodatkowych i w ten sposób
wieszał się cały system, gdy chcieliśmy zrobić odprawę on-line. Infolinia jest
natomiast czynna w dni robocze od 9 do 17. Dobrze, że nie zostawiliśmy tego na
ostatni dzień, jak zwykle. Do samolotu też zawsze wchodziliśmy pierwsi, a
wychodziliśmy ostatni. Tutaj wszędzie byliśmy ostatni, walizka nasza została na
płycie lotniska i gdybym nie poprosiła Pana z Obsługi o jej wrzucenie do
samolotu, pozostałaby tam jak palec. A ja bym była wzywana później do wyjaśnień
dlaczego porzuciłam swój bagaż. Gdy wylądowaliśmy na lotnisko Ciampino, okazało
się że dostosowanie komunikacji miejskiej to pojęcie względne. Na szczęcie
udało nam się dotrzeć autobusem do metra, metrem do stacji Termini, tam po
wielu przeprawach wyszliśmy na dwór. Cyrk na kółkach. Na szczęście Hotel blisko.
Dostosowany, z windą, ale do windy 8 schodów :) Na szczęście mieli wejście od strony restauracji i zaplecza, które było „na
płasko”.
Gdy znaleźliśmy się w hotelu, nie
wiedzieliśmy czy bardziej chce nam się zwiedzać, czy odpocząć po wszystkich
wydarzeniach, które działy się wokół nas w domu.
W końcu jesteśmy tylko 3 dni, a
chcemy wszystko zobaczyć. Znajomi ostrzegali nas, że nie damy rady, bo bruk, bo
schody, bo niedostosowanie, postanowiliśmy więc zrobić rekonesans terenu. Okazało
się na szczęście, że jesteśmy niedoceniani i taki bruk to my jemy na śniadanie :)
W ciągu tych dni zwiedziliśmy
Koloseum, Forum Romanum (tylko częściowo, schodów faktycznie nie przeskoczymy),
Schody Hiszpańskie, Fontannę di Trevi, Piazza Venecia (na mniej zrobiło największe
wrażenie), Piazza Navona, Campo di Fiori i Watykan. Byliśmy też w dzielnicy
Trastevere i jedliśmy najlepszą pizzę w mieście. W ogóle to byłą najlepsza
pizza, jaką w życiu jadłam – polecamy z czystym sumieniem Pizzeria da Baffetto.
Niestety nie udało się wejść do Bazyliki (chętnych od groma i ciut ciut), ale
muzea i ogrody watykańskie zaliczone.
Akurat jak byliśmy, Barack Obama przyjechał
do Rzymu także wydzieliśmy jeszcze przygotowania do jego przejazdu i sam
przejazd przez Plac Wenecki. Wszystko we włoskim stylu :) Mieliśmy też okazję zobaczyć
rzymską „masę krytyczną”. Głośniki w co trzecim rowerze, wesoła muza, impreza
na kólkach, wszyscy się zatrzymywali i śmiali się w głos podrygując w rytm
muzyki.
Podsumowując: tłumy ogromne, nie
wyobrażam sobie co dzieje się tutaj wakacje. Co do obiektów Plac św. Piotra i Kaplica
Sykstyńska robią niesamowite wrażenie, podobnie Ołtarz Ojczyzny na Placu
Weneckim. Plac Navona jest gwarny, ciągle żywy, niezależnie czy byliśmy tam w ciągu
dnia czy wieczorem. Koloseum mnie jednak zawiodło – lepsze wrażenie robi nieporównywalnie
mniejsze Koloseum w Weronie, jednak
otoczenie dodaje mu uroku (place i niska zabudowa). Schody Hiszpańskie również
nie zapadły mi w pamięci, a co do fontanny to bardziej podobała mi się ta w
Lyonie. Porównując Rzym z innymi włoskimi miastami, to chętniej wróciłabym do
Bolonii. W Rzymie zachwyca jednak połączenie nowoczesności z zabytkami, które
nie są stare, ale są wiekowe. To faktycznie bije po oczach. 3 dniowy wypad był
jednak wystarczający dla nas.
Poniżej kilka fotek z wyprawy.
PS. Dawno mnie tu nie było, ale
tylko dlatego, że przerosła mnie liczba tematów jednocześnie do zrealizowania.
O wszystkim opowiem wkrótce, teraz już mogę powiedzieć że we wrześniu spełni się noworoczne życzenie i będziemy pić kawkę w Central Perk’u :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz